Siostra Gabriela von Ballestrem Rodzina Ballestremów kochała swoje dzieci. Dawali im wszystko, na co ich było stać, ale też żądali pomocy w domu, pilności w nauce oraz posłusznego wykonywania poleceń. Wychowanie było stanowcze, a program dnia uporządkowany. Monika w wieku ośmiu lat pobierała lekcje jazdy konnej. Latem i jesienią dzieci zbierały jagody, owoce, warzywa z dużego przydomowego ogrodu, a następnie pomagały przy robieniu zapasów na zimę. Praktykowano wspólną modlitwę, co dla dzieci było żywym przykładem pobożności rodziców. Ojciec Walenty von Ballestrem mimo wielkiego obciążenia pracą, codziennie o 6:00 rano uczestniczył we mszy świętej i przystępował do komunii świętej. Wszyscy przedstawiciele rodu Ballestremów byli członkami Zakonu Rycerzy Maltańskich, co miało wpływ na ich działalność charytatywną, na ich troskę o sprawy prostych ludzi. Czynili to zwłaszcza wobec robotników swoich kopalń i hut oraz ich rodzin. Budowali domy robotnicze w Biskupicach, Rudzie Śląskiej, Kuźnicy. W kwestionariuszu do zgromadzenia sióstr Monika napisała, że od dwóch lat myśli o życiu zakonnym. Zna język angielski i francuski, zdała maturę, interesuje się muzyką i sztuką. Do zgromadzenia może wnieść powiększony posag… W 1927 roku Monika była w Monachium na ślubie swojego najstarszego brata. Po weselu pojechała z matką do Austrii, do klasztoru w Eichgraben i tam wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi. Otrzymała imię zakonne Gabriela. Po złożeniu ślubów siostra Gabriela była sekretarką w domu prowincjalnym w Wiedniu, następnie pracowała w Rzymie, później w Warszawie jako ekonomka i asystentka przełożonej. Ostatnie lata swego życia, będąc posłuszna swoim przełożonym spędziła w Kietrzu, gdzie trafiła tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej. Siostra Bernardina, która z siostrą Gabrielą była sześć lat razem napisała: „Nasza droga i wielebna M.M. Gabrielis, choć urodzona jako hrabina i tak wychowana, była bardzo pokorna i bardzo ludzka, wykonywała często prace najpokorniejsze jak zamiatanie korytarzy, cel, mycie okien itp. Ostatniej jesieni chętnie i radośnie pomagała sąsiadowi [klasztoru] wyrywać buraki.” Na początku 1945 roku miasto Kietrz było w płomieniach. Mieszkańcy uciekali, a ci którzy nie mogli tego zrobić schronili się w klasztorze u sióstr Franciszkanek. W ten sposób schroniło się 300-400 osób. Przez okres dwóch miesięcy siostry żyły w bezpośredniej bliskości frontu. Przychodziły z pomocą potrzebującym tak w dzień jak i w nocy. W niedzielę palmową wojska rosyjskie okrążyły miasto i zbombardowały go. Walki trwały przez cały Wielki Tydzień. W Wielką Sobotę siostry uczestniczyły we mszy świętej, a zaraz po przeistoczeniu rozległ się krzyk: „Rosjanie, bolszewicy”. Pijany oficer wszedł do oratorium i stanął obok księdza (kapelana sióstr) z rewolwerem w dłoni. Oficer udał się do mieszkania księdza, tam upił się winem i zasnął. Ksiądz kapelan wrócił i dokończył przerwaną mszę św. W tym czasie żołnierze rosyjscy weszli do klasztoru, wchodzili wszędzie i zabierali wszystko. Opróżnili piwnicę, bieliźniarnię i kuchnię. Tak trwało to cały dzień. c.d.n. Bruno Stojer